Jak wiecie jestem w trasie. Konkretnie powoli wyjeżdżam z Lublina. To piękne miasto na naszej mapie, pełne kamieniczek, zabytków, turystów, studentów, obcokrajowców. Wydaje się “na oko”, że teoretycznie najemcy w galeriach prosperują. I rzeczywiście. Teoretycznie.
Postanowiłem zweryfikować to na własne oczy i uszy wsłuchując się nie tylko w ciekawe opowieści lokalnych przewodników turystycznych, ale przede wszystkim w głos najemców… i mieszkańców…
Nie ukrywam, że zaprosił mnie jeden z najemców galerii… Której?
No tak.Właśnie tej którą nazwałbym szczęściem w nieszczęściu i to poważnym…
-“300-400 złotych obrotu dziennie to katastrofa przy czynszu 5000 euro-słyszę w kuluarach galerii. Nie chcą odpuścić ani euro z czynszu…”
Na razie Wam tylko zapowiem, że moje ustalenia w tym mieście oczywiście przeleję na bloga, ale sukcesywnie. Co ciekawe w jednej z galerii podeszła do mnie kobieta-były najemca który chciał się wznieść na sam Olimp.
-Rozpoznałam pana z youtuba. Musimy porozmawiać-poprosiła.
Szybka kawa. – Konkrety. Namiary. Dokumenty proszę -mówię niemniej zaskoczony do zaskoczonej kobiety. -Chcieliśmy do pana dzwonić, zapisać się do Stowarzyszenia, bo to Stowarzyszenie które miało powstać tutaj zostało “rozrobione”, a ludzie się poddali na starcie i wystraszyli-mówi.
Dziękuję jej za rozmowę. Sprawdzam dalej. Pomimo, że znam ten temat dość dobrze to i moje oczy stają się coraz szerzej otwarte.
wniosek: katastrofa biznesowa jest nie tylko w tych miastach do których Stowarzyszenie dociera. Cieszy to, że członków-tym razem z Lublina przybędzie. Chyba, że spanikują w co wątpię, bo i tak już wszystko stracili. Ale czy rzeczywiście? Przed podpisaniem umowy sugeruję skierować zaproszenie do jednego z naszych członków. Chętnie odpowiemy.