Za zakupy odzieży w stołecznym Klifie możesz dostać rower.
A za wymyślne sposoby „rozwoju” możesz skończyć jak Blikle.
„W Polsce franczyza swój początek datuje praktycznie w 1992 roku, w Łodzi, za sprawą otwarcia wówczas cukierni pod szyldem A. Blikle. Jak wspomina współwłaściciel warszawskiej firmy Łukasz Blikle, przez pierwszy rok był to punkt sprzedaży. Przedsiębiorca kupował ciastka Bliklego w Warszawie i woził do Łodzi, sprzedając je tam z 50-proc. marżą. To skłoniło właścicieli znanej marki do podpisania z łodzianinem umowy, która pozwoliła mu otworzyć własny sklep firmowany ich nazwiskiem. Po jakimś czasie firma zawiesza „udzielanie loga” i nie rozwija sieci. Wg ostatnich zapowiedzi firma Blikle znów zamierza sprzedawać swój patent na biznes”. ( roboczy fragment książki Franczyza-fakty i mity)
(na zdj. cukiernia w formule wyspy w Sadyba “Best” Mall)
Hasło “pierwsza rzecz dla przyjezdnego iść na kawę do Bliklego” to już historia.
Koncept na który należało wyłożyć od 200 do 300 tysięcy nie odbuduje się, a nowe pomysły na rozwój to raczej sprzedaż pączków albo w necie (samo w sobie brzmi absurdalnie) albo w małych lokalach przy ulicy. Odrobienie jednak kwoty za meble i wystrój i determinant w postaci kupowania jednego asortymentu nie daje szansy na sukces.
Korporacyjne zarządzanie w przypadku systemów franczyzowych ma jedną zasadniczą słabość. Można ją zdefiniować jako odrealnienie, albo nie znajomość rynku, gustów i świadome zaślepienie na konkurencję. Narzucanie franczyzobiorcy zestawu dań i pytań obowiązkowych na zasadzie „może jeszcze pralinkę, może hot doga, może płytkę w promocji” –jest handlową manią natręctw i drażnieniem klienta. Nie wiele ma wspólnego z troską zakupową klienta-chodzi o arkusze kalkulacyjne, statystyki i wewnętrzne konkursy dla partnerów. Nie istotne jest to co widzi czy słyszy w danym miejscu sprzedawca. Ma zadać te pytania i wciskać nachalnie produkty. To błąd. I działalnie na szkodę partnera czy franczyzodawcy. Elastyczność-to podstawa.
Wyobraźmy sobie franczyzowe biuro podróży, gdzie chcesz jechać nad Bałtyk, a ktoś przy okazji proponuje dodatkowo jeszcze trzy inne destynacje w tym Balaton. Jeśli klient chce Mielno to nie Milano.
Wydaje się oczywiste. Szkoleniowcy twierdzą inaczej i lista pytań rotuje i zmienia się jak w kalejdoskopie. Tymczasem profesor Blikle dziś z perspektywy dzieli się swoim doświadczeniem. Profesor Andrzej Blikle to matematyk i informatyk. Wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego. Autor książki „Doktryna Jakości. Rzecz o skutecznym zarządzaniu”. Entuzjastycznie odebrana publikacja. Profesor prowadził też kursy motywacyjne traktujące o zarządzaniu.
https://www.polskieradio.pl/42/1699/Artykul/1167960,Andrzej-Blikle-jak-budowac-firme-w-XXI-wieku
Dziś jednak ten uznany w Polsce człowiek odchodzi w cieniu porażki.
„Pączkowa afera
Dramat Bliklego najbardziej oddaje jedna wypowiedź: – Wytwórczość nie polega na kupowaniu tanio i sprzedawaniu drogo. Jest to proces kupowania materiałów za godziwą cenę, a następnie przetwarzania tych materiałów, przy możliwie najniższych kosztach, na produkty oferowane konsumentowi. Hazard, spekulacja i cwaniactwo prowadzą jedynie do unicestwienia takich działań – twierdził prof. Blikle”.
Dziś o marce pozostaje wspomnienie. Gdzie niegdzie jeszcze można zakosztować sławnych pączków. Życie jednak pokazało, że pomimo spektakularnego sukcesu marki-równie spektakularnie schodzi ze sceny. Nie wydaje się, aby znalazła franczyzobiorców. Jeśli jednak ktoś o tym myśli-to przestrzegam. Nie teoretycznie. Praktycznie. Bez tytułu profesora. I miliona złotych zysku rocznie. Bez konferencji, spotkań motywacyjnych i całej tej cialdinowskiej otoczki wywierania wrażenia czy wpływu-na ludzi. Choć i jedną i drugą-warto przeczytać.
R.Cialdini “Wywieranie wpływu na ludzi”, “Wywieranie wrażenia na innych. O sztuce autoprezentacji”.